
Docieramy w nocy do pensjonatu "Bergblick" i szybko wpełzamy do łóżka.
Rano budzi nas padający śnieg oraz mgła. Drugi raz jestem w tym miejscu i nie mam dotychczas okazji zobaczyć górskich szczytów. Wagonikiem docieramy na 2100m.n.p.m.
Śniegu cala masa, wieje wiatr i miota płatkami wokoło. Strach wyjechać gdziekolwiek w mgłę, pełno klifów poprzetykanych polami śniegu, wręcz prośba o ekspres z masą śniegu w czeluść.
Dzień jednak nie stracony. Razem z Manczą znajdujemy w lesie pillows'y na których trafiamy kilka świetnych zdjęć.
Po południu rozpetuje się śnieżne piekło. Płatki wielkości kciuka i większe w ciągu pół godziny pokrywają dotychczas zielone ogródki lokalsów. Jutro będzie szuflowanie, my zaś ruszymy na upatrzone już miejscówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz